poniedziałek, 29 marca 2010

Na moim biurku od dziś zamieszkał śliczny hiacynt Honoratki.. Z samego rana mój kolega doręczyciel w imieniu swojej żoneczki Honoratki podarował te oto wiosenne cudo.. Właściwie to brak mi słów, porostu powiem, że jestem wzruszona.. Motylek napewno zamieszka na bardzo dlugo, bez mała powiem,że na zawsze, bo uwielbiam takie wesołe drobiazgi, zwłaszcza prezenty od bliskich mi osób. Dziękuję Ci moja droga koleżaneczko:-)

:-)))))
Ach, u mnie jeszcze w ogóle nie świątecznie.. Porządki nie zrobione, ostatni weekend zupełnie zmarnowany.. Zrobiłam chyba tylko 1/4 planowanych porządków.. Co tam, w tygodniu też nic nie zrobię, bo pracuję bez wytchnienia do piątku, w sobotę, to już Wielka Sobota i chyba nie wypada myć okien i prać firanek :-( szczegół.. Posprzatam po świętach, przecież wiosna dopiero nadchodzi, więc porządki wiosenne jeszcze nie powinny być za nami. W sobotę rano pochowalam zimowe kurtki i kozaki, a popołudniu wyciągałam już je z powrotem.. Zimno, deszcz i niesamowity wiatr. Po takim znakiem upłynęła nam sobota.. Dla polepszenia nastroju pokażę kilka fotek z działeczki, w piątek zaraz po pracy całą rodzinką i z moim tatą pojechaliśmy poczuć zapach pozimowego lasu, łąki.... Było niesamowicie pięknie, słonecznie i ciepło..Słońce już powoli zachodziło, a nam nie chciało się wracać do miasta..



A tu skalniaczek, Magda nie mogła się oprzeć, żeby nie poskakać po nim troszkę..


Poszliśmy też do sąsiada na małą rewizję..:-)




Widzę zza moich krat, że całkiem ładnie jest dziś na dworze, ale mimo wszystko życzę Wam pięknego poniedziałku i miłych przygotowań do świąt..

czwartek, 25 marca 2010

Uff! przeżyły..

Wreszcie na działce też już puściły śniegi i lody na oczku.. Okropnie się martwiliśmy jak dadzą sobie radę nasze karasie, bo niestety nie miały tam luksusów.. Kilkanaście dni temu miałam wprawdzie sen, że rybki przeżyły, ale moje sny z reguły sprawdzają sie na odwrót, czyli byłam przekonana (!), że nie ma już na nie co liczyć.. A wczoraj, o , niespodzianka...Wypłynęły jak nas zobaczyły, pewnie trochę zgłodniały po zimie, ale jeszcze nie należy ich karmić, za kilka dni, mam nadzieję. Widzieliśmy nawet sporo młodych..:-) Tak, myślę, że wiosna już nas nie zostawi!!
Na zdjęciu mizernie, ale widac tam jakieś żyjątko:-)

Poniżej nasz staw (ten jest jeszcze nie zarybiony) ogrodzony niewysoką siatką, dla bezpieczeństwa dzieciaków..



Ten błękitny nalot to lód..



Pozdrowienia dla wszystkich odwiedzających i dla tych których ja odwiedzam!!

środa, 24 marca 2010

Wyszperałam z jakiegoś leciwego pudła.. Mój dawny twór krzyżykowy.. W latach szkolnych sporo tego było, choc warunki do wyszywania prawie żadne.. Pamiętam jak na z trudem wyciągniętym od mamy białym płócienku rysowałam kratki ołówkiem, potem jakiś wzór (był nawet bohater z bajki o Dartanianie...może pamiętacie- taki piesek z dużymi uszami) czasem mały, czasem sporych rozmiarów. Mieszkałam wtedy z kilkoma rodzinami w przedwojennej kamienicy poniemieckiej, było podwórko z oooogromną lipą, na zapleczu podwórka każdy miał ogródek, i ja właśnie w tym ogródku z moją ulubioną koleżanką Agą haftowałyśmy, robiłyśmy makatki, słuchałyśmy the Doors, Janis Joplin, Beatlesów, BeeGees.. Hmm, no właśnie, miałam wtedy 12-14 lat i takie upodobania.. Wieczorami zaszywałyśmy się czasem w takim malutkim pokoiku jej starszych braci (protest song..), rozkładałyśmy powiększalnik, chemikalia bardzo ciężko zdobyte, zapalałysmy czerwoną lampkę, muzyka w tle..I co?.. i jazda z wywoływaniem zdjątek.. Czarno-białych oczywiście,choć bardzo marnej jakości- zrobionych na jakiejś radzieckiej kliszy, radzieckim aparacikiem Cmieną.. I ta muzyka..
Choć drogi nasze dawno się już rozeszły, to jednak pamięć została..Nie ma co gadać, to właśnie dzięki Niej jestem jaka jestem:-) Życzę wszystkim więcej takich dobrych dusz na swoje drodze:-))
Witam w ten kolejny dzień wiosny, przestało już wiać i jest już w miarę ślicznie..



A nawiązując jeszcze do komentarza Niedzielnej, ja też po cichu boję się, co to będzie za kilka lat, kiedy te wszystkie drzewa i krzewy będą w pełni urodzajne.. Na pewno dużo pracy, ale mam liczną rodzinkę, na pewno ucieszą się mogąc pozbierać swojskie dary natury:-) Powrócę do robienia przetworów, kompocików i przede wszystkim pysznych nalewek..

A dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami moim oczarowaniem pewną książką i jej autorką.. Prawdopodobnie większość już czytała jej utwory, pisze już od kilku lat, więc może tylko ja jestem zacofana..
Otóż pisarka, którą polecam na stosunkowo jeszcze długie wieczory to Monika Szwaja.. Ostatnio czytałam same poważne pozycje (kurka, co ja tak dzisiaj seksualnie od rana..), „Potęga podświadomości”, „Sekret”, coś o dzieciach, o psychologii, mozolnie mi to czytanie szło, już myślałam się uwsteczniłam.. Ale teraz już wiem, że to było tylko chwilowe. Tę książkę połykam prawie w całości.. Zupełnie nie przeszkadza mi głośno włączony telewizor, szaleństwa i krzyki dzieciaków, ciągłe przerywanie czytania, żeby je nakarmić, napoić, tudzież utulić do snu.. Wracam do czytania jakbym w ogóle nie przerywała.. W książce jest mnóstwo dialogów, rozmów, konwersacji, życiowych przepychanek słownych.. Jest życiowo, jest wzruszająco i bardzo smutno, ale przede wszystkim w większości jest bardzo radośnie, wesoło..Bohaterki mają na codzień sporo "pod górkę", ale swoją inteligencją i dobrym nastawieniem wychodzą na prostą. Tak, to jest coś co lubię. Wspaniała alternatywa na przedwiosenną deprechę:-)
W tym miejscu chciałabym podziękować mojej siostrze, to Ona poleciła mi i pożyczyła te ksiązki:-) Dziekuję


Poniżej pokażę moję szalone tulipany.. Coś im się pokręciło:-))





Miłego dzionka dla wszystkich:-)

wtorek, 23 marca 2010

Zwariował!!:-))

Z przykrością i ze wstydem muszę się przyznać, że tak właśnie pomyślałam o moim mężusiu.. A to wszystko przez pomidorki Na szczęście jest to jak najbardziej pozytywne szaleństwo.
Otóż w niedzielę na moim parapecie kuchennym zagościły na jakiś miesiąc, mam nadzieję, że nie na dłużej, doniczki z ziemią, a w niej właśnie małe nasionka przyszłych pomidorków Urosną piękne, czerwone i pachnące… Też mam nadzieję.. Narazie tylko na próbę, trzy różne gatunki, potem zobaczymy. Ja bym się za taką uprawę wcale nie brała, ale mój mężuś, to co innego.. No właśnie – zwariował.. Z zawodu budowlaniec, a teraz ogrodnik się z niego zrobił pełną gębą, słownictwo powiększył, w ogóle nie rozumiem o czym mówi, jakieś flancowanie, różne nazwy dziwnych robactw i jak je zwalczać, studiuje kalendarz ogrodnika, czyli co i jak wg faz księżyca.. Zamawia nowe odmiany drzewek owocowych. Ostatnio wyszukał i zamówił jakąś odmianę gruszy azjatyckiej. Zobaczymy co z tego wszystkiego wyrośnie;-)
Na działce zagospodarował kilka pomniejszych ogródków: jeden z poziomkami, drugi z malinami i jeżynami i brusznicą, w innym miejscu rosną aronie i borówki, oraz jagody, sad z kilkunastu drzewek i krzewów owocowych, a teraz jeszcze szykuje szklarnię.. „Taką malutką”- jak powiada Ale ja mu nie wierzę, bo on wszystko, zawsze w skali makro musi tworzyć..


Tak szczerze mówiąc, między nami, cieszę się bardzo na to jego hobby. Wiem, że oprócz korzyści dla nas, dla dzieciaków to ogromna jeszcze korzyść dla niego. Oderwanie się od problemów i stresów codzienności zawodowej jest bezcenne!!


Mimo, że deszczowo zaczęła się u nas ta wiosenka, wszystkim odwiedzającym życzę słonecznego i radosnego dzionka:))

poniedziałek, 15 marca 2010

Przedstawiam mojego/naszego kota.. Sasza, kocur niewątpliwie, choć już nie do końca:-) Do czasu zabiegu nie dało się z nim wytrzymać, agresywny, nie można go było pogłaskać, ciągle brudny, chudy.. Mała kocia masakra.. Mąż bronił jego "męskości", ale wszystko do czasu. Kot nagrabił sobie i poszedł pod nóż.. Teraz jak ręką odjąć, nadal chodzi na dwór, ale zawsze wraca czyściutki, milutki.. Połasić się chce i przytulić. Zrobił się towarzyski i rodzinny. Choć muszę przyznać, że daleko mu do naszej kochanej Frytki, kotki, która już kilka lat temu nam zginęła z niewyjaśnionych przyczyn. Typowy pasiaczek, bardzo mądra i oddana dzieciom. Chodziła z nami na spacery, czekała pod sklepem, aż wyjdziemy, odprowadzała do szkoły.. Zawsze wierna i kochana..
Widać, że u zwierząt, tak jak u ludzi kobietki milutkie, a faceciki tak sobie...:-))

A u dzieci na łóżku najlepsze spanie, bo wśród misiów..

czwartek, 11 marca 2010

Wiosna już prawie, a u nas Synuś złapał paskudne choróbsko.. Żadne lekarstwa nie pomagały, przez trzy dni i trzy noce wysoka gorączka, krótki oddech, rzężenie, non stop inhalacje.. Byłam już na wylocie do szpitala... Te trzy dni w domu po prostu mnie wykończyły. Ciągłe noszenie na rękach, na mnie nawet kimał. Ale dziś w nocy było już o niebo lepiej..Chyba kryzys minął, więc ja już jestem w pracy.. Zmęczona jak diabli, głowa boli, ale nie ma zmiłuj. Życie..
W pracy mam tylko możliwość coś dopisać do bloga, bo w domu dwa laptopy oblegane straszliwie, zreszta w domu ta ciągła krzątanina, ciągle coś się dzieje.. W pracy to co innego:-) ups... A więc:
W przeddzień choroby była niedziela, bardzo przyjemna dla mnie niedziela.. A miała być taka zwyczajna..:-) Rano teściowa zaszczyciła mnie i tylko mnie (!) biletem na Budkę Suflera.. Byłyśmy we dwie, siedziałyśmy na krzesełkach, jak przystało na stateczne panie..Z niemałą zazdrością patrzyłam na ludzi stojących i tańczących przy estradzie..Też bym sobie z chęcią pomachała rączkami i nóżkami..No, ale nie było tak źle- stopy i palce tańczyły jak szalone w takt nutek z lat młodzieńczych, głowa kiwała sie na boki.. Tak, było extra:-) zwłaszcza, że tak niezapowiedzianie:-)
Przepraszam za jakość zdjęć, krótko mówiąc są do bani, musialam robić je bez lampy, ale chociaż coś na pamiątkę.


niedziela, 7 marca 2010

WYRÓŻNIENIE..:-)
Po prostu nie do wiary!! Otrzymałam wyróżnienie od Margott, osoby, którą bardzo cenię za otwartość, życzliwość, a przede wszystkim wspaniałe uzdolnienia hafciarskie i wnętrzarskie, i zapewne jeszcze inne, tylko jeszcze ich nam nie ujawniła:) Jestem dumna jak paw.

piątek, 5 marca 2010

Trochę kolorku dla polepszenia nastroju..Różyczki:-))




czwartek, 4 marca 2010

Marzy mi sie powrót do malowania, do rysowania, do małego tworzenia.. Ale leń jestem straszny.. Jak Wy to robicie, dziewczyny?.. Jak znaleźć wenę twórczą?..Jak znaleźć czas?.. Powiesiłam sobie na ścianę dwa moje obrazki ze szkolnych jeszcze lat, reszta leży w teczce..Patrzę i wspominam. To były czasy.. W plecaku farby i pędzle, na ramieniu wielka teczka złożona z kartonu, upiększona jakimiś gazetami.. Godzina drogi do szkoły, w ręku książka.. W szkole 5godzin malarstwa, albo zajecia z rzeźby, albo z rysunku.. Wieczorami wracałyśmy do domku..albo i nie:-) Wydaje mi się, że tak naprawdę czasy szkolne zaczynamy doceniać dopiero wtedy, kiedy już pracujemy, mamy dzieci, rodzinę.. Pielęgnujmy więc szkolne wspomnienia i dzielmy się nimi z naszymi pociechami. Może one szybciej docenią lata nauki:-)



A poniżej praca mojej najstarszej córeczki, talent ma w rączce, muszę ją zacząć szkolić, może będzie miała więcej samozaparcia niz ja:-)


*
Patrzę przez kraty za okno..a tam znowu sypie śnieg.. Nie do wiary! Wczoraj prawdziwa wiosenka, zapach świeżego powietrza i śpiew ptaków, a dziś.. ? 
Miłego dzionka życzę:-)
P.S. W pracy mamy zakratowane okna i przez nie widzę tylko skrawek nieba..Syyypie coraz mocniej!!
Muszę pomysleć nad upiększeniem swojego miejsca pracy.. Poszperam w Waszych blogach, napewno znajdę cosik ciekawego:-)