środa, 28 kwietnia 2010

Witajcie,
miło mi, że podoba się projekt. Na działce niestety jeszcze w większości tylko trawa. Właściwie oprócz owocówek zasadziliśmy tylko drzewa, które potrzebują dużo czasu na wzrost. Nie ma żadnych bylin, żadnych krzewów kwitnących.. Więc jak dla mnie jakoś tak za mało kolorowo. Mąż jest za to szczęśliwy, bo ma swoje owocówki:-)
Jest jeszcze skalniak i na nim mam kilka małych skalniakowych bylinek i irg. One latem cieszą moje oko.
Jakiś czas temu powiesiliśmy budkę dla ptaków, jest już zadomowiona..


Sporo mam też posadzonych traw ozdobnych, miskantów i trawa pompasowa.
Zaczęły dopiero kiełkować, ale z kłosami wyglądają tak romantycznie


Brzózki i świerki też są, ale jakie maluśkie jeszcze.. Sosenki jeszcze mniejsze.


A to brzydsza strona naszej działeczki..małe składowisko budowlane, zawsze coś się może przydać..




O domu narazie możemy zapomnieć.. Zaraz po zakupie działki mieliśmy plany już sprecyzowane, a kilkanaście dni później dowiedzieliśmy się, że rodzinka nam się powiększy i doszliśmy do wniosku, że z małymi dziećmi, które trzeba zawozić do przedszkola, do szkoły, które mają już przyjaźnie i muszą uczęszczać na różne dodatkowe zajęcia, będzie nam łatwiej mieszkać w mieście. Więc budowa domu odwleczona na dobre kilka lat. A żeby dzieciaki jednak miały możliwość obcowania z przyrodą i wiedziały co to "praca na roli" planujemy zbudować niewielki domek drewniany, taki sobie na lato.. Jak narazie przeżywamy męki z pozwoleniem na budowę z gminą.. Urzędy mają na wszystko czas.. Zobaczymy, czy jednak w tym roku jeszcze przed latem damy radę. Zaczynam w to wątpić, chociaż ten domek to moje ogromne marzenie już od kilku lat.
A poniżej droga prowadząca do działki, sami widzicie, że na codzień dzieci miałyby tam ciężko:-(

Chociaż mieszkać tam i budzić się rano i widzieć zachody słońca i czuć ten zapach lasu codzień, śpiew ptaków.. Marzenie.. może kiedyś będzie spełnione. Wakacje dla wnuków w sam raz:-)

Zanudziłam Was dzisiaj, ale jakoś tak przed tym majowym weekendem mnie nosi:-)))
Spać nie mogę, ciągle myślę i dumam. Chciałabym coś zmienić, bo czuję, że żyję w jakimś nijakim zawieszeniu.
Do miłego!!


wtorek, 27 kwietnia 2010

projekt..

Witajcie drogie koleżanki! Nareszcie jest już cieplej.. Dzis pochmurno, ale za to cieplutko..! I to mi wystarcza.
Pisałam kilka postów wcześniej, że kilka lat temu poprosiliśmy panią projektantkę, aby spróbowała rozplanować nasz przyszły ogród.. Działka jest bardzo duża, i zupełnie pusta, my nie mieliśmy zupełnie pomysłu co i jak..  A poza tym byliśmy oszołomieni jej wielkością. Dzisiaj jest już inna bajka, wiemy co chcemy, koncepcja się zdeko zmieniła, ale ogólny zarys zostanie. Ciągle coś dosadzamy, cieszymy się, jak zaczynają kiełkować pierwsze listki.. W tym roku spodziewamy się większości pierwszych owoców (poza poziomkami, malinami i borówkami, które były już w zeszłym roku). Miejsce koło przyszłego domu jest narazie białą plamą, bo przy budowie wszystko by sie zmarnowało.. W ostatni weekend wyjęłam ten projekt, aby znowu mu się przyjrzeć, coś sobie przypomnieć, zmienić coś.. Jest sporych rozmiarów co widać porównując nogi mojego syneczka:-)


Ujęte są główne placyki, zupełnie ogólnie, czyli tylko tzw. koncepcja. Co do doboru roślinności mamy wolną rękę:-)

Część z tego już rośnie z powodzeniem, np. buk czerwony, dąb i kochane jarzębiny.. Sosny, brzozy, buki zielone.. Pod wierzbą płaczącą będę mogła już schronić się przed słońcem:-)
Generalnie to wszystko początki, ale jak cieszą.. Chciałoby się szaleć i sadzić i sadzić i sadzić.. Niejedna z Was zna to uczucie, macie takie piękne ogrody:-) Z chęcią Was podpatruję:-)
Przed nami weekend, troche dłuższy niż zwykle.. Mam nadzieję na słońce:-)
Serdecznie tego życzę dla wszystkich:-)

środa, 21 kwietnia 2010

Dzień dobry wszystkim na ten kolejny zimny poranek.. Dogrzewamy się jakąś farelką, brr..
Byliśmy wczoraj z dziećmi na działce, zimno i tak jeszcze nijak. Drzewa naprawdę nieśmiało nabrzmiewają dopiero swoje pąki.. Wiosna, czy to napewno Ty?.. :-)
Musze się troche zazielenić..:-)

No cóż, szkoda, że to tylko siatka-reklamówka, ale zawsze coś:-)

W ostatnią niedzielę oglądałam program o francuskim biologu, totalnie pozytywnie zakręcony facet. Jego naprawdę niewielkie mieszkanie w centrum miasta było totalnie zarośnięte tropikalnymi roślinami, utrzymywał w nim bardzo wysoką wilgotność, a woda, która spływała z roslin zbierała się w korytkach, w których pływały śliczne kolorowe gupiki.. Cudne poprostu.. A co najdziwniejsze, to to, że ogromne okazy sadził na ścianie, a raczej w ścianie obłożonej podwójnym filcem. Takie roślinne ściany projektował też wewnątrz hoteli, obsadzał cale domy łącznie z dachami.. Najdziwniej wyglądała pielęgnacja tychże ogrodów.. Jakiś alpinista spuszczał się na linach i wycinał wszystko zgodnie ze sztuką pielęgnowania ogrodów.. Totalne zakręcenie.. Ubierał się na zielono, włosy farbował na zielono.. Niesamowite, chociaż to nie znaczy, że chciałabym go naśladować.. Ale przyznać muszę, że dla odmiany warto też pooglądać takie cudeńka.
-*-
W moim ogrodzie jeszcze zupełnie niezielono, chyba, że są sosenki, no to zrozumiałe, że zielone..





Wczoraj wieczorkiem zaczęłam gotować już dzisiejszy obiad (wyjątkowo, prawie nigdy tego nie robię). Ale to danie, szalenie proste, uwielbiam.. Zwykłe klopsiki podsmażone, zasypane poszatkowaną kapustą, podsmażoną na oleju w brytfannie. Potem odpowiednio doprawione, zalane rosołem, do tego ketchup i....niebo w gębie... Dodam, że smakuje jak typowe gołąbki, ale zrobione naprawdę w chwilę jedną.. Polecam, kto jeszcze nie próbował:-)



Miłego dnia dla wszystkich :-) Ja właśnie się dowiedziałam od opiekunki, że synek ma okropny kaszel i leci mu ciurkiem z nosa.. Więc dla mnie nici z dobrego nastroju..:-(

wtorek, 20 kwietnia 2010

Powiem Wam, że trudno mi wskoczyć na normalne tory po tych wszystkich wydarzeniach z zeszłego tygodnia. Odwiedzam Was, blogowe koleżanki codziennie, ale samej nic nie chce mi się pisać, nie robiłam żadnych zdjęć. Ciągle myślę, wspominam. Zycie toczy sie dalej, i wiem, ze nie powinnam sie zamartwiać, bo jednak sytuacja na szczęście nie dotyczy mnie.. A jednak.. jestem, jaka jestem..
Za oknem niby wiosna jest, ale rankiem i wieczorami temperatura spada nawet poniżej zera, drzewa praktycznie w ogóle nie puściły jeszcze zieleni. Nadal jest szaro-buro, poza niektórymi wyjątkami kwiatów wczesnowiosennych (albo raczej późnozimnowych..) Ale patrząc na słońce, które jednak jakoś tam świeci, będzie dobrze, już niedługo, na pewno...:-)))
Zanim zacznę strzelać wiosenne fotki przedstawię kolejnych członków mojego domostwa, oprócz mężusia, dzieciaczków i kota są też rybki, nie tylko te na działce w stawie, ale też w domu, w dwóch akwariach.. No cóż, to kolejna miłość mojego W.
Ja niestety tych miłości mam o wiele mniej, przedewszystkim dzieci i mężuś.. A inne?... Tak, jest ich trochę, ale żadnej nie poświęciłam więcej uwagi niż kilka, kilkanaście godzin rocznie, kwartalnie, i to też raczej tylko w myślach...One są na dnie mojego serduszka skrzętnie chowane, pielęgnowane w duszy, ale nie wiem kiedy ujrzą światło dzienne. Takie zwyczajne, niezwyczajne miłostki. Prawdziwe fotografowanie, malowanie, rysowanie, wszelkie robótki ręczne, otaczanie się pięknymi "babcinymi" drobiazgami...jeszcze gotowanie (przy moich wybredniakach domowych jak narazie to zupełnie odpada), pieczenie przeróżnych ciach i ciasteczek (to też odpada, chyba że sama je zjem, ale ja mam manię szczupłości, więc kategorycznie odpada) Codzienność, na szczęście już nie szara, pochłania mnie kompletnie i w całości..:-) Więc powyższe fanaberie odkładam na później, może kiedyś..
Chociaż tak z drugiej strony patrząc i codzień obserwując blogowe Wasze posty, to zaczynam (!) zastanawiać się: czy nie jestem poprostu leń..taki zwyczajny leniuch i wynajduję sobie tylko preteksty.. Hmm, muszę się nad tym poważnie zastanowić:(

 A poniżej te rybeńki z większego akwarium, pływają sobie błogo i myślą chyba tylko o niebeskich migdałach..



A to stoi w kuchni, o połowę mniejsze od powyższego.



No tak, to wszystko chyba na dziś, trzeba zastanowić się co z dzisiejszym obiadem.. Więc życzę wszystkim miłego i ciepłego (ja mam okropnie zmarźnięte dłonie) popołudnia..

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Ironia losu, fatalne zbiegi okoliczności.. Smutek, wyciszenie..
W sobotę rano szykowalismy się z mężem na pogrzeb ciotki, po 9ej ubrani już na czarno, czekaliśmy w wyciszeniu na wyjście..
Informacja o katastrofie zupełnie zwaliła nas z nóg...
Jak wszystkich...


czwartek, 8 kwietnia 2010

Zamyślona jestem dziś, zadumana, spowolniona.. Co tu dużo mówić, smutno mi i już..Ale tak miało być, może tak lepiej....
Odbiegając od mojego nastroju, pokażę kilka fotek ze spacerku, sami zobaczcie jakie mam piękne lasy w sąsiedztwie działki. Sam las, jak narazie zwyczajny, jeszcze szarobury, ale w lesie jest staw, a na tym stawie mieszkają żurawie.. Za mało bywałam jeszcze w samym lesie z powodu małego Tomusia, z wózkiem to tak jakoś ciężko obejść chaszczowiska, ale w tym roku muszę te ptaszyska upolować..bezkrawawo oczywiście..



 Żaboraba..ale to już u nas na działce.. Ta jest sama, ale były też i parki:-)

Udało nam się posadzić aronie.. We wrzesniu ubiegłego roku zrobiłam pyszną nalewkę z tychże owoców i z liści wiśni.. Od tego czasu zrobiłam się wielką fanką nalewek. Pyszne i chyba zdrowe..:-) Koleżanka moja, Honoratka, też zaszalała z tą nalewką:-) To ona zresztą zerwała dla mnie 100 liści wiśni do tej naleweczki.. hehe, działo się, działo..

A tak już wyglądają nasze przyszłe pomidorki.. Rosną sobie na parapecie, potem przeniesiemy je do szklarni:-)

Mam nadzieję, że jesteście w lepszych nastrojach poświątecznych. Miłego dnia dla wszystkich. Dziękuję bardzo za miłe, świąteczne życzenia:-)