środa, 30 czerwca 2010

Widzę dziewczyny, że u Was lato w pełni. Jesteście kwitnące, szczęśliwe, szalejecie z owocami:-)) Super, muszę wreszcie wziąć z Was przykład. U mnie nastroje nieciekawe. I zmartwień ciąg dalszy..
Mój tato w poniedziałek wstając z krzesła przewrócił się, stracił przytomność i stracił pamięć na kilka godzin... Facet w pełni sił, nie palący, nie pijący, odżywiający się regularnie i zdrowo.. Kilka godzin spędzili w szpitalu, wszelkie badania, wyniki takie se.. Zgrozo.. Jestem zmęczona, nie mam kiedy zregenerować sił.. Co kilka dni nowe problemy, wszystko kotłuje się w głowie..
Na dworze piękna pogoda, możnaby wyprażyć się nad jeziorem w słońcu, a tu w pracy trzeba siedzieć..Dopiero w sierpniu mogę liczyć na jakiś urlop.. i co tu zrobić, załamuję ręce.


Zaczęłam wymładzać jakieś malunki na butelkach.. Farby przyznam szczerze nie są rewelacyjne, ale teraz już wiem czego szukać. Początki zawsze trudne.. Za kilka dni może uda mi się dokończyć dzieło, teraz nie mam kompletnie czasu. Cała butelka będzie w tonacji brązowej z domieszkami czerwieni, żółci i zieleni.



Ta butelka zostanie tak jak jest. Zieleń butelkowa jest taka wdzięczna.






A na deser kilka zdjątek z działki. Domek jest już jednokrotnie pomalowany, tworzy się taras na którym w niedzielę juz trochę spaliłam swój dekolt i twarz i ręce :-) Pozostała część ciała blada..


Na zdjęciu mężuś i szwagier, no i oczywiście Tomcio, który nie opuszczał ich ani na krok.




Panienka z okienka



A tu urodzaj porzeczek.. Takich krzaczków mamy kilka.. Dzieciaki chodzą naokoło nich i doczekać się nie mogą czerwoności..

W sumie jak tu się nie cieszyć, pozytywów tyle na około..a ja ich nie widzę, nie czuję.. Pomocy!!
Cześć dziewczyny, cieszę się, że zaglądacie do mnie, że czytacie, że pocieszacie.. Dziękuję za dobre slowa.
Do miłego:-)

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Ja nadal w dołku psychicznym, choć już mimo wszystko zaczynam łapać równowagę i mimo nie zauważania pozytywów zaczynam szukać rozwiązań.
Na szczęście wekend był bardzo słoneczny, spędziliśmy go na działce, wczoraj najpierw gościliśmy rodzinkę na nowym tarasie (jeszcze brak zdjęć), a wieczorem nasz goszczono:-)
i tak narazie wożę jedno dziecko do przedszkola, a drugie z tobołkami do mojej siostry.. Spadła mi z nieba z pomocą przy opiece nad Tomkiem.. Sama siedzi w domku z corką w podobnym wieku, więc póki jest lato pomaga mi wspaniale. Ale trzeba znaleźć rozwiązanie, i niestety boję się, że to nie będzie wcale dobra zmiana.. Hmm.. grunt to pozytywne myślenie, co?...

Pokażę kilka fotek z piątku, domek jest już zamknięty:-) przez kilka dni ja, Najstarsza i Tata mój mieliśmy pędzle w dłoniach i deska po desce lakierownie co by drewno za szybko nie ściemniało..










Następnym razem pokażę już kolor domku, odcień lazury - czereśnia, dość jasny. Domek dorobił się już tarasu, Mężuś działał całą sobotę i dzisiaj jeszcze działać będzie..
Miłego początku tygodnia dla wszystkich.
Do następnego miłego:-)

czwartek, 24 czerwca 2010

Ścisk w żołądku..

Od wczoraj nie myślę o niczym innym...Cholerka...jestem wściekła i ryczecz mi się chce okrutnie,  zresztą za bardzo się nie hamuję, choć siedzę w pracy..
Gdzieś tam między wierszami pisałam kiedyś, że w domu mam opiekunkę do mojego synusia, przy okazji pomocna mi była bardzo w takich zwykłych domowych pierdółkach, i jeszcze zajmowala się Magdą jak zachorowała..i ogolnie dzieci ją bardzo lubią, my z mężem też. Niestety okropne kłopoty z biodrem miała, od kilku lat czeka na operację, no i wczoraj wracając od lekarza źle stanęła na tę nogę i jest unieruchomiona w okropnym bólu.. Od dziś jestem bez pomocy, Tomuś nie ma swojej ulubionej pani, na przedszkole za mały, żłobka u nas brak,a ja ciągle myślę, jak jej teraz źle.. Nienawidziła siedzieć w domu, a teraz musi..
Czekamy na decyzje lekarzy, mam nadzieję, że teraz pospieszą się z tą rekonstrukcją, bo podziwiałam tę kobietę za tyle cierpliwości i zaparcia w jeżdżeniu i dzwonieniu.. Zdrowie można stracić czekając na swoją kolej w tej naszej służbie zdrowia..
Zła jestem jak diabli...I wierzyć mi się nie chce, kurczę, gdybym wiedziała, gdyby Ona wiedziała, ach..gdyby, gdyby, gdyby...życie toczyło by się jak dotąd... Dlaczego...

poniedziałek, 21 czerwca 2010

półmetek

Witajcie, jak Wam minął weekend, po postach  widzę, że dużo się działo:-)
U nas czas sie jakby zatrzymał na te dwa dni..jakoś tak miło i spokojnie było..
Z budową wydaje mi się, że jesteśmy na półmetku.. Dzisiaj lub jutro (ciągle się o to pytam męża i ciągle zapominam) mają przyjechać okna i drzwi będą wstawiane. Na działce spędziliśmy cały weekend, oczywiście nocki w mieście. Dzięki temu udało nam się bardzo dużo uporządkować w ogrodzie z roślinami, zwłaszcza koszenie trawy zajmuje nam mnóstwo czasu. Ale mimo pracy z wyrywaniem chwastów odpoczynek był jak najbardziej udany.
W sobotę byłam pełna euforii, szczęśliwa, ale już wczoraj trochę mi się zmieniło.. Boszzz, dlaczego ja taka jestem..ciągle muszę wyszukiwać jakieś problemy w stylu, że mogliśmy zrobić inaczej, a że właściwie po co taki duży ten domek, duże koszty, itd..i czar prysł..dzisiaj jestem trochę zdołowana..
Ogólnie to bardzo się boję (bardzo!), że dzieciaki będą sie tam nudzić, że nam z czasem nie będzie się chciało tam przyjeżdżać, że będziemy uziemieni i już w ogóle nie będziemy jeźdźić na żadne wycieczki poza działką..i w ogóle jeszcze kilka innych pierdół, łącznie z odwiedzinami złodziei :-( be
pomocy!!
Nienawidzę kiedy taka jestem, współczuję mojej rodzinie, że muszą wtedy ze mną wytrzymać.....
Kurcze, ja zawsze tak mam kiedy kasa sie kończy, materialistka ze mnie straszna, psuję przez to życie sobie i innym. Przepraszam..:-(

Wracając do domku, to tak wygląda obity juz deskami.
Jeszcze jest jasny, zastanawiamy się intensywnie nad kolorem bejcy, wszystkie dostępne wydaja nam się za ciemne, a taki sosnowy będzie za bardzo świecił na tle zieleni lasu.
A takie małe cuś stało za domkiem..okazało się, ze to domek na studnię:-)

A tak wygląda w środku. Takie naturalne drewno chcemy zostawić, pociągniemy Caponem, aby nie ściemniało.
Po lewej okna kuchenne, po prawej drzwi do łazienki.


Widok z naszej sypialni na skalniak.
A to znowu dwa kuchenne okna.
Ach, baba głupia jestem. Zamiast się cieszyć, zamiast otworzyć wodze fantazji - wymyślam zmartwienia.
Za dwa dni Dzień Taty,  spotkam sie z rodzinką, o.. może ciacho upiekę..Humor mi się polepszy.

Lilie nam zakwitły w obu oczkach


O, a tu bańki, ulubiona zabawa dzieciaków..
Przepraszam za moje smutasy, ale tak mam. Czasami za dużo gadam, a wiem, że własnie w takich chwilach powinnam sie zamknąć..
Mam nadzieję, że u Was jest lepiej, ba..że jest bardzo dobrze. Tego Wam życzę.
pozdrawiam cieplutko (siedzę właśnie przy grzejniczku)

piątek, 18 czerwca 2010

Już caluśki drewniany..

Pięęękna dziś pogoda, aż żal w pracy siedzieć..Zresztą po liczbie klientów i telefonów inni są tego samego zdania co ja, tylko, że Oni zapewne wylegują się już na plaży.

Dla mnie dzień jest zdecydowanie za krótki, aż mnie roznosi, ze w domu tyle do zrobienia, a ja tu...:-( To nic, pocieszam się, że nabieram energii do dalszej pracy i mogę sobie Was spokojnie poczytać..:-)
Wczoraj pojechalismy zaraz po pracy zobaczyć nasze budownictwo.. I jest już na wykończeniu..hehe.. Caluśki "drzewniany" i od zewnątrz i od środka, czekamy już tylko na okna i drzwi (tyż drzewniane) i będziemy pomalutku gospodarować się w środku. Powoli, spokojnie, bez żadnych luksusów. Ma być tanio, schludnie, miło i sielsko:-) To będzie nasz mały azyl, miejsce do spotkań ze znajomymi, z rodzinką.. Na to bardzo liczę:-)

Dzieciaki wczoraj siedziały już w swoim pokoju, tatuś wykańczał podłączenia w łazience, a mamusia szalała z kosiarką, hmm, raczej za kosiarką, bo ta samojezdna pędziła do przodu jak szalona.. A trawa wysoko jak chol...rka. A niedawno koszona.. W tej wilgoci to to zielsko najlepiej rośnie, a reszta gnije..

Zdjęciami Was nie uraczę, bo aparat córka miała na kilkudniowej wycieczce i zapakowany zdjęciami na maxa, a czasu brak, żeby je zapisać na płytce..

I co jeszcze?..powoli przyozdabiam butelki na moje ulubione nalewki. W zeszłym roku zrobiłam około 3L i niestety muszę przyznać, że zdecydowanie za mało.. jak dla mnie:-) Uwielbiam naleweczki.. Przy okazji pokażę zdjęcia. I już niedługo trzeba będzie zerwać kilkaset liści wiśni ( teraz są najbardziej soczyste), zamrozić, i niech sobie czekają aż aronie dojrzeją, czyli na październik..


Dzisiaj kolejna porcja koszenia, bo za jednym razem to się nie uda.. Za dużo tego. Miłego weekendu dla wszystkich, dziękuję Wam za odwiedziny i za to, że mogę u Was bywać :-)
pozdrawiam

wtorek, 15 czerwca 2010

Żółty..

Dzień dobry na kolejny dzień tygodnia:-)
Dom już zakryty dachem, już mamy sie gdzie schować.





Tym razem błękitny domek zamienia się w żółty..powoli, bo jeszcze w międzyczasie częściowo pokrył sie grafitem.




Taki stan domeczku był w sobotę, od tego czasu nie wiem co się zmieniło, bo nie miałam okazji tam być..Może dziś..
Wiem tylko, że mamy już wodę i prąd :-) bo przy tych pracach szalał mój mężuś :-)
W ogóle to bardzo, bardzo się cieszę, bo prace idą naprawdę szybko, a z drugiej strony jestem przerażona, bo na kartce jeszcze mnóstwo punktów do skreślenia.. Każdy kto się budował mówi, że mury idą szybko, gorzej z resztą. Więc muszę zacisnąć zęby i za wiele nie myśleć..
Do miłego:-)

poniedziałek, 14 czerwca 2010

zaczynamy:-)

Dzień dobry wszystkim:-)
Zaczynamy, zaczynamy i cieszę sie bardzo, że jesteście ze mną:-) Dusza mi się radowała czytając Wasze wpisy pod poprzedniego bloga, a widzę, ze największą furrorę zrobiły pomidorki..:-)
A więc domek będzie calusieńki drewniany, całkowicie ocieplony, z możliwością mieszkania całorocznego, ale my będziemy go traktować typowo jako letniskowy. Ogromnie się cieszę, że wreszcie zaczniemy korzystać z działki za miastem, bo do tej pory żeby tam jakoś egzystować musiała być pogoda, a do tego woziliśmy w aucie dla każdego ciuchy na zmianę, buty na zmianę, pełno kubków, talerzyków, zabawek, kosiarka, grabki, rękawice, sekatory, etc, etc... Pobyliśmy 2-3 godzinki i z powrotem do domu, no bo ileż można łazić po działce..
Teraz mam nadzieję zmienią się radykalnie nasze bytności na łonie natury:-))

Zaraz po Bożym Ciele na piątek zwołaliśmy zwartą rodzinną ekipę pięciu chłopa i dalej wykopy, szalunki.. Jak prawdziwa budowa..


Siatki, zbrojenie, beton.. I okropny upał, tzn, dla mnie fajnie, bo ja sobie ganiałam za dziećmi, ale zdecydowanie gorzej dla pracujących..
Dwa dni i fundamenty łącznie z posadzką jak malowane..

W poniedziałek wchodzili już prawdziwi cieśle, ale lało calusieńki dzień i niewiele udało im się sklecić.
Wtorek to już co innego:-))


Taki śliczny, niebieściutki..
Zresztą w miarę rozwoju budowy kolory jego będą się znacząco zmieniać:-)


Na początku przerażał mnie jego ogrom, ale teraz już powoli się przyzwyczajam.. Choć metrażowo to przeciętne mieszkanie w bloku to chyba jednak ten stromy dach robi wrażenie sporego przesięwzięcia.

Nasza mała radość, tata mówi, że sukcesywnie dążymy do raju:-)) Może coś w tym jest:-)
Miłego poniedziałku, kobitki:-)

piątek, 11 czerwca 2010

.....

Upalnie dziś..słońce praży, a ja w zimnym biurze siedzę..Brr, zimno jest naprawdę..Choć Ci co przychodzą zazdroszczą i nie chcą wychodzić:-) Myślą, ze u nas klima jest..hehe
Długo już nie wytworzylam żadnego posta, ale odwiedzalam i śledziłam Wasze blogi co dzień.. Dzieje się u Was, dziewczyny, oj dzieje..
U mnie też, nie powiem, ale może dlatego nie miałam kiedy napisać.
Później niż u Was zakwitły bzy, właściwie dopiero teraz zaczynają przekwitać. Piękne są te krzewy kiedy kwitną, na jesień muszę zaczarować kilka sadzonek.

Wykluły sie pomidorki..i te w szklarni i te na parapecie w kuchni:-) Hluba mojego mężusia:-)
Codzień je dogląda, taki zawzięty:-)

I kaczeńce zakwitły..

I wielkie koszenie trawy było...


I na koniec deser!!
Jest projekt, jest pozwolenie (czekanie 3miesiące) i koszmarne przeżycia z tym związane.

I zaczynamy!! Ja na początku bez entuzjazmu, po prostu straciłam już nadzieję na rychłe zakończenie walki z urzędami. Ale teraz to co innego..:-)
Zapraszam na następnego posta. Będą postępy z prac:-)
Milego piątku i całego wspaniałego weekendu. Dziękuję za odwiedziny:-)