Dzień dobry, u nas słoneczko świeci, pierwszy raz chyba od 2 tygodni..
Co do psiaka, dziekuję za wpisy.. I widzę, że jesteście bardziej za niż ja:-) hehe.. Dziekuję Wam za dobre słowo.
Generalnie pies to nasze marzenie jeszcze sprzed ślubu, co rok maniakalnie jeździmy na wystawy psów. Mamy mnóstwo książek o wychowaniu, o rasach, etc. Na pulpicie w kompie mojego W. niezmiennie zawsze jego ulubiona rasa - marzenie : azjata..
Ale zawsze bylo jakieś
nie, zawsze milniony powodow na
nie.. A to dzieci; ledwo "odrastały" pojawiało się nowe (hehe), za małe mieszkanie, teściowa pod nosem raczej źle nastawiona, za mała działka, szkoła i inne obowiązki. Ale teraz wiem (!), że dzieci mam wystarczającą ilość, swoje dla ludzkości zrobiłam, mamy ogromną działkę na wsi, ogromne pola niedaleko miejsca zamieszkania, obowiązki podzielimy na 5...no na razie może na 4 -ech, ale kazdy będzie mial co robić.. Doświadczenie w wychowywaniu mamy. Nawet kot chodzil z nami na spacery i nie odstępował jak pies.
A ta sunia jest.... cudna...i chyba już jest nasza. W każdym razie dostała obrożę z różowej wstążeczki z naszym nazwiskiem..
Imię jest, ale później Wam je zdradzę. Odbiór dopiero za jakieś 2,5 tygodnia, więc musimy się (i teściową) przygotować na jej przyjęcie. Podekscytowana jestem, nie ma co..
Jak pisała Emigrantka, dawno nie było postu..Wiem, miałam doła, czytałam Was jak zapewne wiecie, po moich wpisach pod Waszymi postami, ale pisać nie chciałam.. Tak to ja kapryśna jestem. Choć wiele się wydarzyło w między czasie.. Święta BNarodzenia bardzo udane, rodzinne, wesołe, świąteczne. Potem Sylwester też bardzo wesoły. Styczeń, luty, jakoś wszystko się układało z hasłem: aby do wiosny..
Najważniejsze i najstraszniejsze wydarzenie to śmierć naszego kota Saszy..niestety, okropne to były dni. Został przejechany przez samochód, przebite płuca, musieliśmy podjąć decyzję o uśpieniu..
Poza tym moja mama wylądowała w moje urodziny na intensywną terapię, problemy z sercem, będzie musiała mieć jakiś zabieg na sercu. Na razie się oszczędza..
W zeszłym tygodniu byłam "słomianą wdową", sama z dziećmi bez męża. On za to szalał na włoskich alpejskich stokach, w jakiejś Madonnie.. To znaczy uczył się pod okiem instruktorów i coś mi się wydaje, że teraz co zimę albo razem, albo osobno, ale góry będą podstawą. Ja gór nie widziałam lekko licząc jakieś 32 lata..:-( więc czas najwyższy.
Właśnie plany mieliśmy na wyjazd letni, bo na wakacjach nie widziano nas już ponad 4 lata, a teraz z takim maluchem znowu przełożymy na święte "kiedyś tam".
Teraz siedzę w pracy, świętujemy imieniny szefa, ciacho i ociupinka symbolicznej whisky:-)
A więc wesoło Was pozdrawiam i miłego dnia życzę:-)