środa, 21 lipca 2010

Upały mówicie?...cholipcia, ja siedzę w pracy, widzę tylko skrawek nieba, i podglądam Wasze słoneczne blogi i zdjęcia na nich, ze spacerku, z bytności na łonie natury..Cieszę się, że piszecie tak licznie, mogę nacieszyć oko.
 Kurcze, czemu tak mam...Praca absorbuje mnie na całego, ciągła gonitwa, nie mam kiedy wyjść pooddychać świeżym powietrzem. Ciągle w czterech ścianach, albo za kółkiem.. Młoda ciągle męczy mnie o plażę, wiem, też jej ciężko w przedszkolu ukrop, chce poszaleć, popluskać się.. A ja co?..wyrodna matka, trzymam dzieciaki w chałupie. Zła jestem jak nic.. styrana i  zniechęcona. Planów mnóstwo, realizacji zero..Co tu zrobić, co tu zrobić...? może ktoś mnie kopnie w ten mój szanowny zadek...plis.
Tylko, ze ja nie cierpię tłoku, nie cierpię korków, a mieszkam na trasie na półwysep i wystarczy wyjechać z bocznej i już stoisz w ślicznym, długim ogonku, codzień......
Pocieszam się myślą, że chociaż starsza jak narazie wakacje ma super, to głównie dzięki mojej koleżance. Kilka dni po skończeniu szkoły spakowała się i jechała do niej na tydzień na wieś, dwa dni w domu i znowu na tydzień..tam jest baaaseeen i wielka trampolina, dużo kolegów, fajne towarzystwo.. Od dwóch dni ja goszczę córkę koleżanki u siebie ale tylko do piątku, bo w sobotę obie jadą na mazury na kolonie jeździeckie.. Kurczę, no po prostu marzenie... zazdroszczę jej i cieszę się bardzo, że mimo braku jakichkolwiek planów udają się te wakacje:-)chociaż jej..Właściwie nie mamy nawet kiedy pogadać..

Domek się ślimaczy, dzień za krótki, Waldi działa w nim tylko w weekendy, to za mało.. Chociaż stoi już piętrowe łóżeczko dla dzieciaków, płytki w łazience "się kładą", jeszcze szambo- najważniejsze(!) hehe
Taras ogromny ułożył mężuś którejś soboty. Mozna ukryć się pod parasolem i przymknąć oczko i pomarzyć;)
Ale, ale..zebrałam czarne porzeczki i dziś będę działać z naleweczką.. Niestety bardzo długi czas oczekiwania, ale warto..
U.w.i.e.l.b.i.a.m. nalewki wszelakie. Piwa za to nie ruszę..
Zdjęć nowych żadnych nie mam bo córa nosi aparat ze sobą...ech..bida z nędzą..

A teraz obiecane ikony, namalowane przez artystkę, tym razem z Gdyni, nie z Bieszczad jak poprzednia. Jedna z nich będzie prezentem, druga dla mnie..





Na zdjęciach są matowe, ale w rzeczywistości mają piękne kolory, są takie "żywe" i lśniące. Namalowane oczywiście na desce.
Trzymajcie się dziewczyny (i chłopaki, bo wydaje mi się, ze kilku też tu zagląda)
Milego dzionka, ja zaraz wyjeżdżam do domku, chociaż najpierw zakupy, po drodze jedno przedszkole, potem drugie.
:-)

6 komentarzy:

  1. Odpoczywaj na swoim rancho, tak też jest fajnie.Ikony śliczne.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ikony cudowne-kiedyś zaczęłłam pisać Pantokratora -jednak czeka na inne czasy...
    Bużki podsyłam-aga

    OdpowiedzUsuń
  3. MariaPar, mój mężuś też nazywa dziąłkę swoim ranczem:-) fajne skojarzenie, tylko koni brak..;)
    ambrozia, no właśnie pisanie ikon, dziwi mnie to nazewnictwo, choć gdzieś wyczytałam, że ta sztuka jest jakgdyby odprawianiem mszy, pewnie stąd to pisanie:-) Spróbuj dokończyć dzieło, może na jesień?...

    OdpowiedzUsuń
  4. Te upały mnie wykańczają w domu gorąco w pracy mam jeszcze gorzej ledwo można wysiedzieć a myśleć się totalnie odechciewa. Wracam do domu i łapę totalnego lenia mnie też by się kopniak przydał jak nic na zachętę.

    Ikony śliczne :) i nowe tło również uroczo różane :)

    Przesyłam pozdrowionka z chłodnym wiaterkiem na pobudzenie

    OdpowiedzUsuń
  5. Uff, nie jestem jedyna..rzeczywiście trzeba to zrzucic na upały:-)
    dziekuję za wiaterek, właśnie zaczęło kropić!!

    OdpowiedzUsuń
  6. jakie piekne ikony oczu oderwac niemozna

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz:-)